Gdy rano otworzyłem oczy, Artur odłączał już akumulator i szybkim krokiem udał się na lotnisko. Lekko poddenerwowany Artur to oznaka, że dziś polecimy ciekawego taska po górach 😉 Godzinę po moim koledze, również udałem się w stronę Janikovic i po 30 minutach poszukiwania kółka transportowego rozpocząłem przygotowania do konkurencji.
Joris również przygotowuje się do Mistrzostw Świata Juniorów. Odbędą się na jego podwórku i bardzo chce utrzeć nosa Polskiej drużynie 🙂
Szybowce upchane na gridzie. Piloci sprawnie pakowali się do kabiny. Starty potwierdzone na 11, a więc czas obszarówki pozostaje dwugodzinowy. W innym przypadku skrócilibyśmy ją do 1h30min.
Piotrek nie pozwala sobie robić zdjęć przed lotem. Aby obejść regulamin zrobiłem sobie selfie na którym jest on widoczny 🙂
Buty „Bednarczuki” zapięte, trasa wklepana, Ćmelak kołuje. Startujemy!
Kominy termiczne są wszędzie. Trudniej było by wrócić na ziemię, niż nie wzbić się pod podstawę.
Udało się nawet wlecieć nad podstawę.
Pilotów pośpieszał nadchodzący front. Podsłuchiwałem dyskusję naszych mistrzów Adama Czeladzkiego i Łukasza Wójcika nt. godziny odejścia. Zapowiadało się, że front naprawdę może zepsuć nam odejście i gdy zauważyłem że inni koledzy z klasy 15 odeszli już na trasę, udałem się za linie startu by ją przeciąć.
Początek lotu był bardzo szybki i odbywał się bez krążenia. Optymalizacja obszarówki na LX9050 okazała się bardzo pomocnym narzędziem dzięki któremu optymalnie porozciągałem dzisiejsze sektory.
Elektrownia atomowa Mochovce. Obok niej przechodził piękny szlak.
Problemy zaczęły się dopiero w trzeciej strefie. Termika była tam wygaszona, a potrzebowałem nakłuć 3/4 obszaru, by nie przylecieć przed czasem.
Znów zastosowałem taktykę oszczep. Trzeba było jednak lecieć szybciej i bardziej zdecydowanie. Szlak powrotny zabierał od samej ziemi i pozwolił wykonać szybki i sprawny dolot. Mimo to prędkość na mecie to tylko 111km/h. Piszę tylko, bo jestem świadom, że gdyby nie małe błędy konkurencja byłaby dziś do wygrania. Dodatkowo uświadomiłem sobie, że przez pierwsze dwa dni latałem zdecydowanie „przelany”, na warunki panujące na Pribina Cup (wiosenne, ciasne, poszarpane kominy). Najważniejsze jednak być świadom swoich błędów, bo wtedy można je poprawić. Na zdjęciu poniżej krążę już z prędkością 110km/h zamiast 130 🙂
Dolot aka „prosty łokieć”.
Just in time.
Dolot był najpiękniejszy jaki kiedykolwiek wykonałem – estetycznie dla moich oczu. Lecieliśmy trójką z dwoma innymi Discusami. Para Discusów puściła wodę i przykleiła się do ziemii. Na chwilę schowaliśmy się za górką. Słońce mocno operowało na pole rzepaku. Następnie ciasny zakręt i lątdowanie na lotnisku. Ahhh gdybym miał dobrą kamerę na pokładzie 🙂
Podsumowując znów w miarę dobry lot 🙂 Teoretyczne szanse na atak pierwszej trójki wciąż są. Tymczasem w knajpce gwarno.
My w tym momencie udajemy się do… Hofferki. Dzisiaj Wojtas stawia Kofolę, po pokazał jak latają prawdziwi górale i najprawdopodobniej wygrał konkurencję 🙂
Niektórzy mówią że jutro odbój. Vladimir mówi że są małe szanse na konkurencję (jak zwykle). Natomiast Top Meto świeci się na niebiesko.
STAY TUNED!