Witajcie. Dawno nie wrzucałem nic nowego. Podczas SMP nie robiłem wpisów z prostej przyczyny – telefon który pełni funkcję aparatu fotograficznego służył mi również jako lusterko. Teraz już to się zmieni, ponieważ do końca sezonu będę latał na szybowcach z LX9050 oraz pożyczyłem od swojej dziewczyny aparat cyfrowy 🙂 Poza tym podczas minionych zawodów byłem bardziej zajęty zwożeniem się z pola i uczeniem do ostatnich egzaminów na sesji. Na pocieszenie zostają słowa Sebastiana Kawy który w swojej książce pisał, że za młodu poświęcił kilka dobrych wyników na MP na rzecz nauki jaką wyciągał ze swoich decyzji. Staram się iść tą drogą. Peletony w pierwszych dwóch konkurencjach doprowadzały mnie do frustracji… No cóż rankingu dobrego w tym sezonie już nie będę miał, ale wnioski które wyciągnam ze SWOICH WŁASNYCH DECYZJI pozostają na reszte sezonów.
Zaraz po zawodach pojechałem do Poznania, by przelać na kartkę swoja wiedzę na temat zarządzania strategicznego – na wyniki jeszcze czekam ? Szcześliwie jednak opróżniłem swój umysł z haseł typu: analiza VRIO, rodzaje rozwoju kapitałowego i źródła przewagi konkurencyjnej według Kay’a i mogłem skupić się na „LOT” czekającym na mnie w Michałkowie i na prognozach na kolejne dni.
W naszej grupowej konwersacji rozgorzała dyskusja na temat rekordów polski juniorów. Postanowiliśmy zapełnic tabelę nie powielając się, jednak Marek namawiał mnie na lot odległośiowy. Poprzedni rekord należał do Janka Jawornika i wynosił 665. Marek chciał zadać mi sakramentalne, ośmielające pytanie „PIZ*A CZY KOKS” jednak nie zdążył, ponieważ zdecydowałem, że polecę odległościówkę. Rano dostałem koordynaty od Marka… 767km!
Od rana dzień był zakręcony. Musiałem zostawić auto u mechanika. Zrobiłem więc kurs na lotnisko przed 8, zalałem LSa i ustawiłem go na pasie. Kurs Mechanik -> taxi na lotnisko. Po drodze z lotniska, około godziny 9. w Ostrowie stały już pierwsze cumulusy. Gotowy byłem sporo przed jedenastą, jednak trzeba było jeszcze… zatankować holówkę… Z biciem serca, siedząc już w szybowcu wypatrywałem mechanika który otworzy CPN. Po jedenastej wystartowałem! Podstawa 1100 – szybka dokrętka i odejście,
Pierwszy komin dosyć mocny. Zauważyłem ze wpis na FB o moich zamiarach cieszył się dużą popularnością. Mając świadomosć że obserwować go może nawet 100 osób, postanowiłem wrzucać zdjęcia na bieżąco. Cieszę się że mogłem podzieić się z grupą przyjacioł moimi emocjami i wyciągnąć niektórych sprzed biurek, wprost pod cumulusy – chociaż mentalnie ?
Początkowo leciałem spokojnie. Mając świadomość, że auto będzie do odebrania o 19, priorytetem dnia było nie lądować w polu, natomiast drugorzędnym celem oblecenie trasy. Dlatego też często dokręcałem. Kominy silne, jednak wąskie i narwane. Mam świadomość, że wiozłem zbyt dużo wody. Byłem pewien, że cumulostrady dopiero się zrobią. Do Leszna poszło sprawnie, dalej za Sławą chmury wyglądały rewelacyjnie jednak i pierwsza i druga i trzecia chmura nie wzięła.
Sami widzicie jak pięknie się prezentowały. Przyspieszyłem, oszukały mnie… ale zabrałem się z 500 metrów.
Dopiero przed samym PZ przyspieszyłem. Średnia wyniosła około 90kmh. Biorąc pod uwagę że leciałem pod wiatr ponad 20kmh w dziób i że lekko zdołowałem, leciałem ostrożnie, prędkość była do zaakceptowania jednak wiedziałem że muszę przyspieszyć. W drodzie do 2 PZ minąłem Śledzia lecącego na 1000km, kilka szybowców z Przylepu, a w okolicach Leszna dwa hasające nieśmiało juniorki. Przez radio poprosiłem ich o przekazanie pozdrowień dla Korala Seniora – ciekawe czy dotrzymali słowa
W międzyczasie otrzymałem słowa otuchy i pierwsze meteo info z wysokości ponad 33 tys stóp od BL. Los tak chciał że data naszych pierwszych samodzielnych lotów to 06.07 🙂 Mój 2008 a Łukasza 1995. Po locie dowiedziałem się że rekordowy przelot Łukasza na J2b z Michałkowa za czasów juniorskich to trójkąt 765km… Mój rekordowy przelot 767km czyli prawie tyle samo 🙂 PRZYPADEK? NIE ‚SONDZE” ?
Na trawersie Michałkowa – PEEEE TAAAR DAAAA! Nareszcie wykręciłem ponad 1800 metrów. Jasiu Jawornik przestraszył mnie ze będą 2 stopnie pod podstawą więc przed startem wyskoczyłem z szybowca i ubrałem polar. Tak naprawdę, dopiero pod tą chmurą, w znajomym dla ostrowskich przelotowców miejscu, zrobiło się chłodniej i przestałem się „gotować”.
Mimo wszystko robiło się coraz później, a do przelecenia sporo km. Wysokie podstawy i mocne kominy dawały jednak nadzieję.
ELDORADO
Nie tylko Stalowa Wola może poszczycić się swoim szlakiem. W Ostrowie równie często po prostej można polecieć do lub ze Złoczewa. Niedawno widziałem mema na FB – „I’am simple man – I see boobs, I press like” – Parafrazujac to i opisując styl mojego latania rzekł bym: „I’am simple pilot – I see Turn Point I fly straight”. Od kreski odbijam w wyjatkowych okolicznościach, i ten właśnie szlak był jedna z tych okoliczności – opłacało się.
Kręciłem kolejne solidne kominy. Późna godzina była mi niestraszna. Korzystając z „petardy” wrzuciłem info na FB gdzie jestem, zapełniłem ostatni woreczek śniadaniowy i już rozmyślałem o dolocie, mimo że do przelecenia zostało jeszcze 200km…
Pomuskałem podstawę cumulusa prawym wingletem na wysokości ponad 1900m. Zrobiłem nawet zdjecie „en face” rozentuzjazmowanej V-trójce… gdy nagle… ktoś wyłączył pstryczek….
Po grubo ponad 5 godzinach lotu zgiąłem rękę w łokciu, i łacho-cumulus po łacho-cumulusie upuszczłem wodę. Każdy kolejny przeskok był jedną wielką NIEWIADOMĄ (heheh pozdrówki dla tasksettera). Matka Boska Termiczna miała jednak sporo łaski dla mnie (ale jak to przecież naciskałem mocno żeby zorganizować latanie w Boże Ciało w tym roku!). Szmato-cumulusy dawały słabe noszenia, a ja z wolna tracąc nadzieję przesuwałem się do ostatniego PZta. Wykręcałem się również na bezchmurnej. Ponownie nawiącałem kontakt z BL. Podniósł mnie on na duchu i powiedział że jak dociągnę do cumulusów na północ od Leszna to dociągnę po nich do „pistoletu” a potem już do Michałkowa. Na koniec rzucił kluczowe słowa… PREZES, WIDZĘ ŻE TE CUMULUSY UKŁADAJĄ SIĘ PO POŁUDNIOWYCH STRONACH LASU – co w tym wyjątkowego? czytajcie dalej….
Nie wiem jakim cudem zaliczylem ostatni PZ. Nie wiem też jakim cudem znikąd trafiłem 1.8 i wykręciłem bodajże 1600-1700 metrów. Wiedziałem jedno – że dociągnę do cumulusów na północ od Leszna. Poinformowałem o tym również na fejsbuku 🙂
Jednak im bliżej byłem tych cumulusów tym bardziej byłem pewien że się zawiodę.
W momencie gdy odbijałem od kreski miałem – 737 na dolot. Potem mini dokrętka i tak jak napisałem na FB -600 mimo sporego odbicia od kreski. Cumulusy jednak nie wzięły i byłem w głebokiej d…. tak mało brakowało do pełni szczęścia. Przeleciałem pod pierwszym, drugim, trzecim nic… Postanowiłem powierzyć swój los matce boskiej termicznej i odprostowałem do lotniska.
ZNIKĄD… Trafiam KOMIN!!! Pusty LS powoli pnie się do góry, a ja jestem skoncentrowany na centrowaniu nie mniej niż wtedy, gdy czytam wpisy na grupie GSS Żar i staram się doszukać sensu w ich treści.
Dopadły mnie myśli egzystencjalne o losie, przypadkowości, szczęściu, genezie i powstwaniu kominów termicznych o godzinie 19stej. Wtedy też spojrzałem na ziemię… w głowie usłyszałem głos BL.. i uświadomiłem sobie że komin oderwał się Z POŁUDNIOWEJ STRONY LASKU!!!!!!!!! – JEB*NY!!!! – Pomyślałem (oczywiście w tym pozytywnym askpekcie w przypływie podziwu Łukaszu 🙂 Łukasz się nie mylił. W dniu pełnym cumulusów mało uwagi poświęcałem analizie terenu, jednak później sprawdzałem loga i słowa BL potwierdziły się. Uświadomiłem sobie, że większość z 767km pokonałem po południowych skrajach lasów. Dlatego ten człowiek ma już krążek FAI w kolekcji a ja jeszcze nie 🙂
Przed elektrycznym lasem trafiłem jeszcze „mocny” meterek. Dla świetego spokoju przekręciłem dolot o 400 metrów. Odebrałem telefon z gratulacjami od Kuby Barszcza, przy***liłem kose i mięciutko wylądowałem 🙂
LINK DO LOTU NA CROSSCOUNTRY.AERO
Kolana po ponad 8godzinach w powietrzu trzeszczały jak głos posłanki Senyszyn albo radio w naszym aeroklubowym SP-AWI. Byłem bardzo szczęślliwy zwłaszcza miłym odzewem społeczności – no bo takie 767 – niby nic w porównaniu do wyczynów Śledzia i Bogdana Dorożko. WIem jednak że w mojej głowie coś się przełamało. Wiem, że wystartować można było duuużo wcześniej, polecieć można było trochę lepiej, a i szybowiec… mimo, że dla juniora to szczyt marzeń, to można oczywście wystartować na dużo lepszym. Streszczając moją myśl, uważam oblecenie 1000km w Polsce przestało być dla mnie czymś mistycznym i zarezerwowanym tylko dla wybrańców losu. Otwarcie mówię że na zbliżajacym się obozie juniorów w Lesznie gdy pojawi się pogoda, zakadam 18-metrowe końcówki i robię 2 kanapki na lot więcej :).
Słowem zakończenia dziękuję jeszcze raz Markowi Niewiadomemu i Łukaszowi Błaszczykowi. Zapraszam wszystkich pilotów do Michałkowa – jako niezrzeszeni piloci też możecie u nas latać. A warun jak widać jest, i 1000 km można spokojnie atakować. W hangarze dwa bociany, puchacz, 4 jantary, 3 juniory i chyba 6 piratów – holówki mamy dwie 🙂
Po wyczerpującym locie pojechałem do Poznania zdać osatni, przyjemny egzamin z „Charakterystyki współczesnego rynku lotniczego”, Ostatni raz w tym roku akademickim wyszedłem ze znajomymi na miasto, wyprowadziłam się z mieszkania, udałem się do Ostrowa Wielkopolskiego i oczeuję na jakąkolwiek lotną pogodę 🙂
W weekend razem z Mateuszem Siodłoczkiem zapraszamy państwa na Piknik Szybowcowy w Lesznie. I w sobotę, i w niedzielę po godzinie 13 zaprezentujemy soczystego kosiaka w duecie. Od poniedziałku… OBÓZ!